I wciąż piszę o Tobie i do Ciebie, choć wysyłam te wiadomości do innych mężczyzn.
Odczytują je z błyskiem oku, nieświadomi, że każde słowo zostało stworzone z zupełnie inną intencją, niż ta, której interpretację są w stanie zauważyć.
Sądzą, że o nich myślę, choć tak naprawdę moje myśli wciąż beznamiętnie oplatają Twoją sylwetkę, pojawiającą się w moich snach. Tam widzę Cię najczęściej.

I chciałabym pewnego dnia, wracając z wieczornej z kolejnej randki z  pozbawionym charakteru, perspektyw i Twojego imienia osobnikiem stanąć na przystanku.
Wyjąć rękawiczki, spłoszona szumem tramwaju przypadkowo je upuścić,
a sięgając po te nieznaczące kawałki materiału dostrzec Twój cień.

Stalibyśmy w tym samym miejscu, w tym samym czasie. Moje serce zaczęłoby bić nieco szybciej.
Uśmiechnąłbyś się do mnie swoim czarującym uśmiechem.
Odwdzięczyłabym się tym samym.

I może, może, może... Może moglibyśmy rozpocząć naszą znajomość od nowa?
Tym razem wykorzystałabym każdą szansę, którą chcialbyś mi dać, zdałabym każdy test.
Nie udawałabym niedostępnej, wyrachowanej artystki z przerośniętym ego i wybujałymi ambicjami.
Byłabym sobą.
Może to oblicze potrafiłbyś bardziej pokochać?

Nigdy nie miałeś okazji mnie poznać, więc proszę, skuś się na to teraz. Może nie jest za późno. Sądzisz, że poznałeś już wszystkie możliwe aspekty tej rzeczywistości, ale może uda mi się  czymś Cię zaskoczyć?
Pozwól mi spróbować.
Znałeś mnie najlepiej ze wszystkich ludzi, równocześnie nie znając mnie w ogóle.
Byłam przy Tobie najszczęśliwsza, choć nigdy nie potrafiłam tego za wczasu dostrzec. Nie potrafiłam być przy Tobie sobą, ale równocześnie było to najlepsze ze wszystkich uczuć, które dane mi było poczuć. Może byłam sobą bardziej niż mi się wydawało. Szczególnie wtedy, kiedy bezbronna leżałam w Twoich ramionach i drapałeś mnie za uchem, niczym kota, którego wychowujesz teraz z inną kobietą.

Miałam w dłoniach wszystko, czego potrzebowałam do pełni szczęścia, ale dobrowolnie wypuszczałam to z rąk, z nadzieją, że zawsze będę mogła po to sięgnąć. Niestety, wykonałam o jeden ruch za dużo.

O może o jeden za mało.

Spotkajmy się na przystanku, wymieńmy spojrzenia, podzielmy się niemo czułymi myślami o sobie.
Gdyby to było takie proste, prawdopodobnie nocowałabym na narożniku Twojej ulicy, z nadzieją, że to spotkanie odmieni nasze życia.

Ale nie odmieni.
Nie teraz, nie dzisiaj, przypuszczalnie nie jutro.

Przecież minęłam Cię, całkiem niedawno.  Nie wymieniliśmy się niczym, poza jednostronną obojętnością i równie jednostronną fascynacją. Ale przecież skoro nienawiści jest tak blisko do miłości, to przypuszczalnie obojętność jest spokrewniona z zaangażowaniem. Podejrzewam je o patologiczną relację.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz